W błędnym kole odchudzania
Rośnie liczba otyłych Polaków, a co najgorsze – w przeciągu ostatnich dwóch dekad liczba dzieci z nadwagą zwiększyła się trzykrotnie. Pod tym względem jesteśmy w europejskiej czołówce. Nic więc dziwnego, że zapotrzebowanie na dietetyków i rozmaite diety rośnie.
Współczesny świat pełen jest żywieniowych pokus. Za jedzeniem nie trzeba biegać po lesie czy podnosić go z ziemi. Jest go w bród, wystarczy jedynie wybrać się do sklepu i kupić go jeszcze więcej, w dowolnej formie, postaci i ilości. O to, byśmy nie zapominali o jedzeniu, dbają producenci żywności, bombardując nas mniej lub bardziej apetycznymi reklamami. To nimi często kierujemy się przy wyborze określonego produktu. Często robimy to tak bardzo podświadomie, że nawet nie interesuje nas etykieta – podstawowe źródło informacji o tym, co jemy.
Decyzja o odchudzaniu ma różne podłoże. Dla niektórych wystarczającym powodem jest to, że nie mieszczą się w ulubione rzeczy, dostają zadyszki na niewysokich schodach czy czują się nieatrakcyjni. Dla jeszcze innych będzie to dążenie do wzorców lansowanych przez media – szczupłych, seksownych modelek i modeli atakujących nas na co dzień równie często co reklamy produktów, od których nietrudno utyć i oddalić się od założonych wzorców fizyczności. Ot, paradoks współczesności.
Internet jest pełen pomysłów na diety cud i recept, jak szybko schudnąć. Rozkwita rynek suplementów diety mających pomóc zrzucić zbędne kilogramy. Coraz więcej osób rozważa wizytę w gabinecie dietetycznym, by uzyskać fachową pomoc przy zmianie nawyków żywieniowych. W sklepie coraz łatwiej o tzw. produkty light o obniżonej zawartości tłuszczu i cukru. Wreszcie skutki zdrowotne nadwagi i otyłości wałkowane są od dłuższego czasu wzdłuż i wszerz. Wydaje się, że wystarczy powziąć postanowienie i czekać na efekty.
Dlaczego więc tyle osób odchudza się nieefektywnie, krótkotrwale i co gorsza, rozpoczynając zrzucanie kilogramów, w ostatecznym rozrachunku kończy z ich nadwyżką? Czy warto walczyć o każdy kilogram in minus, za wszelką cenę? Odpowiedź leży w naszym głównym zawiadowcy – mózgu. Zrozumienie go jest kluczem do zrozumienia samego siebie.
Czy skuteczna ochrona ludzkości przed negatywnymi skutkami otyłości powinna raczej skupić się na zapobieganiu dalszemu tyciu, a nie na globalnym odchudzaniu społeczeństwa za wszelką cenę? Pozostaje oddać głos Sandrze Aamot, amerykańskiej neurobiolożce, autorce książki „Dlaczego tyjemy od diet”, której polskie tłumaczenie od wczoraj dostępne jest w sprzedaży.
Piotr Rzymski
Komentarze
Książka zamowiona z nadzieją na ciekawą lekturę przynajmniej tak jak ciekawie słucha się jej autorki 🙂
U mnie błędne koło odchudzania trwało około 5 lat. Byłam już zmęczona ciągłymi wahaniami wagi i dietami, które wcale mi nie smakowały. Postanowiłam spróbować wewnątrzżołądkowego balonu orbera, żeby nauczyć się najadać mniejszymi porcjami i to nareszcie było to, czego szukałam. Żałuję, że tak późno się o tym dowiedziałam, bo w ciągu pół roku zrzuciłam 20 kilogramów i wyćwiczyłam zdrowe nawyki jedzenia często a po trochu i picia dużej ilości wody. Czuję się lekka i nareszcie się sobie podobam.
@Magnolia13,
gratulujemy, cieszymy się i trzymamy kciuki, żeby czuła się Pani w sposób już zawsze!!!