Nie, nożem z mrożonych odchodów mięsa nie pokroisz
Niektóre artykuły naukowe zdają się z początku bić rekordy absurdu, a po chwili namysłu okazują się tylko na pozór niedorzeczne. A zatem, trochę dla rozluźnienia atmosfery, słów kilka o jednym z przykładów tego typu.
W literaturze naukowej można znaleźć mnóstwo artykułów cegiełek, które potwierdzają obserwacje bądź robią mały krok na horyzoncie poznania. Są też prace absolutnie przełomowe, stanowiące ogromny skok poznawczy – te zdarzają się oczywiście rzadziej. Niektóre z opracowań są po prostu błędne i na ogół inni szybko je weryfikują. Z kolei przytoczone niżej publikacje wydają się najpierw kompletnie absurdalne, a ostatecznie są wartościowe.
Noże z ludzkich fekaliów
Nożem wykonanym z zamrożonych ludzkich fekaliów nie potniemy mięsa. Takie narzędzie nie jest po prostu zbyt ostre i nawet gdybyśmy bardzo się starali – nie uda się nam i już. Dzięki wysiłkom badaczy z USA nie musimy na szczęście tego samodzielnie sprawdzać (o ile ktokolwiek by chciał). O wynikach swoich osobliwych analiz poinformowali na łamach Journal of Archaeological Science. Zanim jednak wyleje się na nich wiadro pomyj, warto się dowiedzieć, dlaczego w ogóle podjęli się badań.
Przeprowadzone skrupulatnie doświadczenie miało na celu sprawdzenie historii starego Inuity, którą przytoczył i tym samym spopularyzował w 1998 r. znany antropolog Wade Davis w książce Shadows in the Sun, a którą miał mu opowiedzieć Olayuk Narqitarvik, syn bohatera. Od chwili publikacji historia była wielokrotnie powtarzana, także w różnych pracach dokumentalnych. Nic dziwnego – jest dosyć osobliwa.
Wspomniany mężczyzna miał odmówić przeprowadzki do osady, a rodzina, by odwieść go od pozostania dosłownie na lodzie, postanowiła zabrać mu wszystkie narzędzia i postawić przed wyborem: głód albo przenosiny. Nie chcąc ulegać bliskim, ale i nie chcąc umrzeć, uparty mężczyzna miał sobie poradzić w nietypowy sposób. Otóż podczas śnieżnej wichury wyszedł z igloo, wypróżnił się, uformował swoje odchody na kształt ostrza, które pokrył własną śliną, a następnie tak otrzymanym nożem pchnął psa, zabił go, oporządził i poćwiartował. Dość ekstrawagancki sposób na zdobycie jedzenia.
Co prawda Wade Davis nie wykluczał początkowo, że historia może być zmyślona, choćby dla żartu. Ale przekonały go doświadczenia Petera Freuchena, duńskiego eksploratora Arktyki. Otóż według relacji zawartej w jego autobiografii podczas wyprawy w 1926 r. zamieć śnieżna uwięziła go w ogromnej zaspie, z której nie mógł się wydostać mimo różnych prób. W końcu przypomniał sobie widok zamrożonych psich odchodów, które wyglądały jak kamienie. Wypróżnił się na swoje ręce, ulepił z fekaliów coś na kształt dłuta, poczekał, aż zamarznie, i wykorzystał takie oto narzędzie, by się odkopać. To według Davisa uwiarygadniało opowieść o starym Inuicie. Trzeba jednak przyznać, że istnieje spora różnica pomiędzy narzędziem do rozbijania zaspy a nożem, którym można zabić i poćwiartować zwierzę.
Autorzy pracy mieli więc powód, by zweryfikować, czy historia o fekaliowym nożu może być prawdziwa. Podeszli do sprawy poważnie – jeden z nich przeszedł w tym celu na dietę zbliżoną do arktycznej. Przykładowo: jednego dnia spożywał tylko mięso indyka, steka wołowego i filety z łososia. Najpierw się z tego cieszył, bo jak przyznał, bardzo lubi mięsne potrawy. Po trzech dniach zaczął się jednak czuć źle i bolała go głowa. Inny z autorów, dla porównania, stosował dietę typowo zachodnią – jadł m.in. hamburgery, spaghetti, jogurty czy ryż z soczewicą.
Po kilku dniach koledzy formowali z ich odchodów noże. Robili to ręcznie, naśladując metodę z historii o Inuicie, lub profesjonalnie, wyciskając je specjalnie przygotowaną ceramiczną formą. Były to zatem noże zarówno amatorskie, jak i w pełni profesjonalne. Tak wytworzone narzędzia mrożono w -20 st. C. Proszę, jakie poświęcenie.
Mimo wszelkich podjętych wysiłków żadnym z narzędzi, również wytworzonym w najbardziej optymalny sposób, nie udało się pociąć skóry, mięśni ani ścięgien wieprzowych. A warto dodać, że badacze ostrzyli swoje noże metalowym pilnikiem. Przytoczona opowieść jest więc mitem, który może powstał tylko po to, by podkreślać, że Inuici są ludźmi twardymi i zimna się nie boją. Jak powiedział mi główny autor badania Metin Eren z Zakładu Antropologii Uniwersytetu Stanowego w Kent: – Postanowiliśmy to sprawdzić, bo historia opowiedziana przez Wade’a Davisa jest ciekawa i fascynująca, a z drugiej strony nic tak się nie liczy jak dowody naukowe i empiria.
Seks z butelką od piwa
Nic dziwnego, że amerykańscy badacze otrzymali za swoją pracę nagrodę Ig Nobla. To szczególne wyróżnienie przyznawane jest za pozornie absurdalnie badania, które okazują się sensowne. W 2011 r. uhonorowano w ten sposób australijskich naukowców, którzy w 1983 r. opublikowali na łamach Australian Journal of Entomology pracę Beetles on the Bottle: Male Buprestids Mistake Stubbies for Females (Coleoptera). Wykazali w niej, że samce jednego gatunku chrząszczy z rodzaju bogatkowatych preferują kopulację z brązową butelką po piwie od płodnej samicy.
Brzmi idiotycznie? Nie, w tym badaniu nie chodziło wcale o sprawdzenie, jak śmieci mogą chrząszczom utrudnić życie. To świetny, wręcz szkoleniowy przykład, jak działają bodźce nadnaturalne, wyolbrzymione. Wielka brązowa butelka działa na ich układ nerwowy silniej niż samica. W efekcie to ta pierwsza jest wybierana, bo wydaje się najlepszym obiektem seksualnym w okolicy – samicą wręcz nabrzmiałą od jaj, gotową do kopulacji. Tak bardzo, że niekiedy zdesperowane samce gromadnie wchodzą na tę samą butelkę, próbując ją zapłodnić.
No cóż, w naszym życiu również występują superbodźce. Po krótkim zastanowieniu możemy nawet dostrzec pewną analogię między zachowaniem chrząszczy w obecności butelki od piwa a zachowaniem mężczyzn, którzy preferują obcowanie z pornografią niż seks z innym człowiekiem.
A wysokokaloryczne jedzenie? Źródła tłuszczu i cukru, składników, do których dostęp decydował o przetrwaniu naszych przodków, dziś są powszechnie dostępne. Od ich skondensowanych wersji niemal uginają się sklepowe półki, a żeby było jeszcze gorzej – to często jedne z najtańszych produktów. To, co niegdyś pozwalało przetrwać głód, dziś – w takim nadmiarze – jest zmorą, której na dodatek trudno się oprzeć. Efekty tego najlepiej odzwierciedlają globalne dane dotyczące nadwagi i otyłości, które osiągnęły stan epidemiczny. Wpadliśmy w pułapkę. Jak chrząszcze.
Komentarze
Podobnie zachowuje się ten podgatunek ludzki , który zajmuje się polityką. Zamiast dbać o swoje własne dobro i dobro swojej rodziny, oni chcą uszczęśliwiać całą populację i robią to z takim zacięciem, że aż przykro na nich patrzeć w obowiązkowo oglądanej TV w czasie pandemii.
@woytek,
Obawiam się, że nie zrozumiałem analogii. Czy chodzi o chrząszcze, badania noży, a może o sam tekst?
Naukowcy to też ludzie i czasami zrobią coś śmiesznego – dla jaj.
Te chrząszcze zamiast dbać o swoją partnerkę i ją uszczęsliwiać, spotykając na swojej drodze ogromną butelkę po piwie, napada na nich chęć uszczęśliwiania /zapładniania / tej ogromnej butelki. Tę samą chęć mają politycy, widząc tłumy na spotkaniach przedwyborczych. Oni nas wszystkich chcą zapłodnić własnymi urojeniami .
Te chłopy zamiast dbać o swoją partnerkę i ją uszczęsliwiać, spotykając na swojej drodze ogromną butelkę z piwem…
Tak działają fabryki żywności, których celem jest maksymalizacja zysku. Dodają cukier w różnych postaciach i inne stymulanty jedzeniowo -smakowe. Np. Nie kupi się w USA porzeczek, są zbyt kwaśne dla amerykańskiego podniebienia.
Epidemia obesity jest najłatwiej zauważalna w USA, gdzie McDonaldsy, Kentuckyfrajczikeny, Pizzahuty i inne podobne świątynie masowego żywienia, powielane w setkach tysięcy replikacji na świecie dostarczają ludności coś, co się nazywa junk food. Gdy przyjechałem do USA w 75 roku, już po paru miesiącach pobytu nauczyłem się, że popularne piwo „baaad“, rzekomy budweiser z budweiserem nie ma nic wspólnego. (Podobno zmyślni Amerykanie produkując piwo zastąpili jęczmień kukurydzą).
Od tego czasu kupowaliśmy tylko piwa importowane. Wyjątkiem jest Brooklyn lager, ale ten browar dopiero od 5 lat zaczął masowo rozprowadzać swoje rewelacyjne wyroby. Poprzednio znalezienie brooklyn lager na Manhattanie to był jak wygrany los na loterii. (Obecnie pojawił się również w Polsce) W USA jest jeszcze kilka innych doskonałych browarów, z reguły lokalnych prowadzonych przez pasjonatów.
Inny przykład to owoce i pomidory. Ani śliwki ani pomidory, nie nadają się do jedzenia i przestałem je kupować. Przeciętny Amerykanin w ogóle nie zna prawdziwego smaku pomidora. Nie dojrzałe dostarczane do sklepów wyglądają pięknie, nie dają ugryźć i zgniją a nie dojrzeją. Wyjątkiem są jersey tomato. Na jesieni, w Jersey City ma miejsce kiermasz na który zjeżdżają okoliczni farmerzy. Jersey tomato są wielgachne, o średnicy kilkunastu centymetrów, prawdziwe pomidory.
Do tego mamy groźbę MGO
Smacznego!
Drogi Wiesławie
Nawet najgorsze pomidory są lepsze od najlepszego piwa, szczególnie gdy pijesz je regularnie, nawet nie na umór.
Żywność GMO, bo chyba tę miałeś na myśli powstała w odpowiedzi na coś – np. na szkodniki, opryski, plenność itd. Całe życie na ziemi to jest nieustające tango GMO robione rękami natury, ale natura jest ślepa i robi to ciągle, aż coś się przypadkowo przyjmie. Naukowcy i badacze postanowili przyrodzie pomocy i próbują sterować genetyką w kierunku pożądanym przez konsumentów, że tak się wyrażę.
Ludzie tacy jak ty nie ufają genetyce chociaż za postępami w tej dziedzinie nauki stoją najtęższe ludzkie umysły, ale taki jest świat.
Problem jest taki że modyfikacje genetyczne żywności idą w kierunku zadowoleniu producentów i sprzedawców – o smak i zapach pomidora nikt nie dba, byle był czerwony.
… o smak i zapach pomidora nikt nie dba, byle był czerwony.
I tym GMO się zajmie, a póki co polecam kupowanie u działkowiczów.