Co drzemie w mikroalgach?
Nazywane mianem „superfoods”, zasobne w białka i witaminy, z całym wachlarzem bioaktywnych właściwości, potwierdzanych również na poziomie badań klinicznych. Do tego jeszcze naturalne, zielone i z wody, w której przecież zaczęło się życie. Dlaczego więc rzeczywistość suplementów diety opartych o biomasę mikroalg nie jawi się już wcale tak różowo?
Przekonanie, że to, co naturalne, jest jednoznacznie dobre i zdrowe, to niestety błędne założenie, zresztą umyślnie wykorzystywane w niektórych reklamach żywności i suplementów diety. Fakt, przyroda daje nam słońce, wodę, pożywienie, bez których nie moglibyśmy przeżyć. Z drugiej strony nie ma nic bardziej naturalnego niż tsunami, które naraz może pochłonąć tysiące istnień, czy malaria, która tylko w 2015 r. zabiła pół miliona małych dzieci. Przyroda zwyczajnie jest ani zła, ani dobra.
Wróćmy jednak do mikroalg, organizmów z wielu przyczyn niezwykle interesujących. Niektóre z nich znalazły zastosowanie w produkcji żywności. Dotyczy to przede wszystkim sinic z rodzaju Arthrospira (o nazwie handlowej Spirulina) oraz gatunku Aphanizomenon flos-aquae (o nazwie handlowej AFA), a także zielenic z rodzaju Chlorella, Haematococcus i Dunaliella. Ich biomasa jest zasobna w białka, kwasy tłuszczowe, substancje mineralne i niektóre witaminy. Będąc dobrym źródłem żelaza i przyswajalnych form witaminy B12, są szczególnie atrakcyjne dla wegetarian i wegan.
W ostatnich dekadach mikroalgi były przedmiotem przeróżnych badań biomedycznych – począwszy od tych w modelu in vitro, na randomizowanych badaniach klinicznych skończywszy.
Literatura tematu, zwłaszcza w odniesieniu do spiruliny i chlorelli, aż kipi od doniesień o ich potencjalnych właściwościach: pozytywnym wpływie na profil lipidowy czy działaniu immunomodulacyjnym, przeciwbakteryjnym, antyoksydacyjnym i przeciwglikemicznym. Suplementowanie chlorelli można z powodzeniem wykorzystać jako część leczenia skojarzonego w zaburzeniach depresyjnych. Z kolei u osób zarażonych wirusem HIV przyjmowanie spiruliny może istotnie zmniejszyć poziom wiremii i podnieść liczbę limfocytów CD4. To tylko pokazuje, jak szeroka gama zastosowań stoi przed wybranymi mikroalgami.
Mikroalgi skutecznie opanowały rynek dzięki rozwijającym się hodowlom komercyjnym (obecnie na ogół w specjalnie zaprojektowanych w tym celu zbiornikach). W tym względzie zdecydowany prym wiodą Chiny. Uzyskana biomasa wykorzystywana jest do produkcji suplementów diety (w formie tabletek, kapsułek bądź proszków), otrzymywania poszczególnych składników odżywczych (np. wielonienasyconych kwasów tłuszczowych DHA, EPA), pasz dla zwierząt czy kosmetyków. Roczna wielkość produkcji samej spiruliny i chlorelli wynosi odpowiednio 5 i 2 tysiące ton suchej biomasy o łącznej wartości około 80 milionów dolarów.
Jednak sama koncepcja wykorzystania biomasy mikroalg w celach konsumpcyjnych nie jest wcale nowa. Sięga bowiem przynajmniej ponad 2 tysięcy lat – w Azji udokumentowano spożywanie sinic z rodzaju Nostoc przez głodujących. Spirulina znana była Majom, Aztekom oraz ludom w Nigrze i Czadzie zamieszkującym w pobliżu alkalicznych jezior. Ci ostatni do dziś kultywują tradycję wytwarzania różnych produktów żywnościowych ze spiruliny, co można obejrzeć na krótkim filmie umieszczonym poniżej.
Skoro więc sam pomysł jedzenia wybranych mikroalg jest znany od dawna, a zdrowie ich konsumentów, jak wynika z licznych badań, może na tym jeszcze znacząco skorzystać, to w czym tkwi problem? No cóż, niewątpliwa popularyzacja mikroalg znacznie odbiła się na jakości niektórych z oferowanych produktów.
Po pierwsze, w części z nich stwierdzano istotne zanieczyszczenie ołowiem i arsenem, także w jego najbardziej toksycznych, nieorganicznych formach. Z kolei w innych preparatach wykryto wysoką zawartość związków glinu, będącą prawdopodobnie rezultatem używania tego pierwiastka jako flokulanta w procesie pozyskiwania biomasy. Biodostępność glinu przyjętego drogą pokarmową jest wprawdzie niewielka, jest to jednak pierwiastek toksyczny (o rosnącym spożyciu, szacowanym obecnie na 11 kg na osobę w ciągu roku!).
Wreszcie: w niektórych skomercjalizowanych preparatach znajdowano toksyczne metabolity wtórne sinic gatunków, takich jak np. Microcystis aeruginosa. Świadczy to o problemie w utrzymaniu czystości hodowli i pojawianiu się w niej gatunków zdolnych do syntezy tych niepożądanych – z punktu widzenia zdrowia – substancji. W tym względzie największy problem wydaje się tkwić w suplementach opartych o sinice Aphanizomenon flos-aquae, które często pozyskiwane są z jeziora Klamath (Oregon, USA). Jest to zbiornik eutroficzny, w którym stwierdzano występowanie gatunków toksycznych sinic (np. wspomniana Microcystis aeruginosa), a nawet tworzenie przez nich zakwitów! Siłą rzeczy trudno, by pozyskiwany w naturalny sposób (więc mylnie wydający się części konsumentów zdrowszy) produkt był czysty, a co więcej – bezpieczny.
Nie dziwią więc doniesienia o obecności w biopreparatach wykorzystujących A. flos-aquae nie tylko mikrocystyn, które mogą uszkadzać cytoszkielet wątroby, ale również anatoksyny-a powodującej paraliż i blokadę mięśni oddechowych, czy beta-metylo-L-alaniny, która jest aminokwasem zdolnym m.in. degradować trzeciorzędową strukturę białek komórek nerwowych. Tych substancji bez wątpienia nie powinno być w jakimkolwiek produkcie spożywczym.
Jak się okazuje, to właśnie konsumenci wybierający preparaty oparte o A. flos-aquae są najmniej zadowoleni z ich działania i najczęściej zgłaszają występowanie skutków ubocznych. Zgłaszają je również, choć zdecydowanie rzadziej, niektóre osoby spożywające chlorellę i spirulinę, choć w większości są to zdarzenia niegroźne: nudności, ból głowy czy biegunka. Niekoniecznie musi to świadczyć o złej jakości spożywanego produktu. Wynikać może to na przykład z indywidualnych cech osoby konsumującej taki preparat. Pytaniem otwartym pozostaje, czy mikroalgi, z racji choćby swoich właściwości immunostymulujących, mogą być stosowane przez wszystkich. U osób chorych na pęcherzyce zwykłą, chorobę autoimmunologiczną skóry, stwierdzono np. nawrót objawów po spożyciu spiruliny.
Bez wątpienia w mikroalgach drzemie siła. Jako hydrobiolog z wykształcenia byłem niegdyś zafascynowany suplementami mikroalgowymi, z biegiem czasu (i liczbą prowadzonych badań) entuzjazm jednak trochę osłabł. Główny problem leży w kontroli warunków, w jakich hoduje się mikroalgi, oraz w metodach pozyskiwania biomasy.
Na warunki hodowli możecie mieć jednak wpływ wtedy, kiedy podejmiecie się jej samodzielnie. Tak, to możliwe, i nie trzeba w tym celu zakładać w ogrodzie stawu. Wystarczy zwykłe akwarium. W USA sprzedaje się już nawet gotowe zestawy do hodowli, niemalże w konwencji plug-and-play. Zainteresowanym polecam lekturę tej strony internetowej.
Z kolei ci troszkę mniej zdeterminowani, a wciąż chcący spróbować spiruliny czy chlorelli, powinni przede wszystkim sprawdzić, skąd pochodzi wybierany produkt i kto jest jego producentem. Preparaty niewiadomego pochodzenia i z dziwnych źródeł, nawet jeśli kusząco tanie, należy zdecydowanie omijać szerokim łukiem.
Piotr Rzymski
Komentarze
Po rzuceniu okiem doradzałbym większą staranność w zapisach nazw taksonów
@mpn,
Tzn. o szukanie literówek Ci chodzi czy o dywagacje nad przynależnością taksonomiczną Aphanizomenon?
Bo jak to drugie to życzę miłej lektury:
http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S1568988315301086
Np. Chlorelli. Albo piszemy nazwę naukową dużą literą i czcionką wyróżniającą (czyli praktycznie kursywą), nie odmieniając, albo – tylko jeśli istnieje polska nazwa – małą literą i wtedy odmieniamy.
@mpn,
Osz Ty, purysto językowy 🙂 Pisz jednak proszę od razu, że nie o taksony, a o nazwy produktów (wyrobów) Ci chodzi. Bo te, masz rację, piszemy z zasady w odmianie z małej litery.
Ale skoro już z taksonami wyjechałeś to warto może dodać, że po rewizji taksonomicznej sinica, z której produkuje się spirulinę, należy obecnie do rodzaju Arthrospira, a nie do rodzaju Spirulina. W odniesieniu do suplementów to już tylko tradycyjna nazwa handlowa.
Kompendium wiedzy o (mikro)algach Dzięki zwłaszcza za bardzo ciekawy film.
Temat mi znany, bo przez jakiś czas brałam Spirulinę. Wtedy już zwrócilam uwage, zeby nie wybierac tych najtanszych, choc ceny, np. na allegro kusiły. Teraz się utwierdziłam, że to był dobry wybór. Moja znajoma kupiła kiedyś chyba 500 tabletek chińskiej spiruliny za tzw. grosze i po tygodniu czyściło ją od dołu i od góry. Jak dla mnie to powinny być jakieś certyfikaty jakości typu „no cyanotoxins certificate”. Kiedyś widziałam takie coś na spirulinie w sklepie niemieckim, ale nie wiem na ile to był tylko chwyt reklamowy a na ile faktycznie ktoś badał w nich te wymienione we wpisie
W pełni zgadzam z tezami autora i potwierdzam: na te suplementy trzeba uwazać, bo można źle trafić i to odczuć! Ale poza samą jakością nie do konca przekonuje mnie strawnosc. Czy przypadkiem sciany zielenic nie są zbyt twarde i problematyczne w trawieniu i to moze być przyczyną częśći dolegliwości?
@przymski
W tych klasyfikacjach ciągle coś zmieniają. Nie idzie ogarnąć 🙂
Dziękuję za zaakceptowanie komentarza – dzień dobry wszystkim. Podoba mi się pomysł na ten blog, więc będę go regularnie śledzić. Dość już mam bzdur albo wypaczen naukowych wypisywanych przez wszelką maść dziennikarską, więc dobrze, że tematy tu ogarniane są w odniesieniu do tekstów fachowych. Wrzutka o naturze natury trafiona idealnie w punkt. Doprowadza mnie do szału, ze wszystko co naturalne to wspaniale, ich i ach. Tymczasem 🙂
@Bernie,
ściana komórkowa chlorelli jest faktycznie trudnostrawna, jej budulcem jest bowiem m.in. celuloza. Stąd też pojawiające się na rynku suplementy chlorelli posiadają na różny sposób rozerwane ściany komórkowe, co zresztą jest na ogół napisane na opakowaniu (np. broken cell walls)
Poszukalem w Internecie i faktycznie uszkadza się te ściany przed przygotowaniem suplementu. Nie znalazłem tylko w jaki sposób, chemicznie? Przepraszam Pana za kolejne pytanie i z góry dziękuję za odpowiedź 🙂
najbardziej skutecznie poprzez degradację enzymatyczną.