Co do michy włożyć? Rozmowy o karmieniu psa i kota
Pod względem liczebności kotów i psów Polska zajmuje odpowiednio czwarte i piąte miejsce w Europie. Z pewnością więc niejeden z naszych Czytelników chciałby się dowiedzieć, jak zdrowo i smacznie karmić swojego pupila. I choć na ogół na blogu poruszamy tematy dotyczące żywienia człowieka, to dziś, 27 kwietnia, z okazji Światowego Dnia Lekarzy Weterynarii, postanowiliśmy porozmawiać o karmieniu psów i kotów ze specjalistą, lek. Piotrem Dąbrowskim.
PIOTR RZYMSKI: – Czy weterynaria to łatwy kawałek chleba?
PIOTR DĄBROWSKI: – Niezupełnie. A mówiąc wprost, to trudny zawód. Mówię to jako lekarz zajmujący się leczeniem zwierząt towarzyszących. Bo w końcu weterynaria to także leczenie koni, zwierząt gospodarskich, drobiu, zwierząt nieudomowionych, to także diagnostyka laboratoryjna czy w końcu inspekcja weterynaryjna. Zajmując się chorobami zwierząt, które są ukochanymi pupilami, członkami rodzin, musimy zajmować się ich chorobami, nierzadko patrzeć na ich cierpienie, musimy myśleć, jak najlepiej im pomóc, ale także wykazać empatię w stosunku do ich opiekunów, brać na siebie ich lęki, obawy albo na odwrót, wyperswadować pewne zachowania, przekonywać do rozwiązań niekoniecznie wygodnych. Poza tym ciąży na nas ogromna odpowiedzialność za powierzonych nam pacjentów.
Dlaczego postanowił pan zostać akurat lekarzem zwierząt domowych?
Nie chcę, żeby zabrzmiało to sentymentalnie, ale jako dziecko byłem świadkiem wypadku komunikacyjnego, w którym ucierpiał pies, i przez jakiś czas bezradnie patrzyłem, jak umiera. Wtedy powiedziałem sobie, że chcę ratować poszkodowane zwierzęta. I tak zostało.
Na blogu piszemy o związkach diety ze zdrowiem człowieka, ale jesteśmy przekonani, że część naszych czytelników posiada psa lub kota i chętnie dowiedziałaby się, jak bardzo ważna jest dieta w życiu ich pupili. Wiem, że pana praca wiąże się głównie z diagnozowaniem, przeprowadzaniem operacji chirurgicznych i ordynowaniem leczenia. Jaką jednak rolę odgrywają w pana praktyce aspekty dietetyczne?
Jest takie powiedzenie, z pewnością państwu znane: „jesteś tym, co jesz”. W tym lapidarnym stwierdzeniu zawiera się wszystko. Liczy się jakość pokarmu, jego skład, ogólny bilans pokarmowy, zabezpieczenie mikroelementów.
Jako lekarz klinicysta w dużej mierze skupiam się na aspektach zdrowotnych. Staram się doradzać w kwestiach żywieniowych opiekunom pacjentów chorych lub ze szczególnymi zapotrzebowaniami dietetycznymi. Udzielam także porad dotyczących profilaktyki pokarmowej. Mam tu na myśli zwierzęta młode, o których rozwój trzeba zadbać, i zwierzęta z predyspozycjami do schorzeń, których chcemy uniknąć.
Czy właściciele psów i kotów oczekują od pana porad dietetycznych dotyczących żywienia swoich pupili?
Tak, bardzo często. Jak już wcześniej wspomniałem, są sytuacje, w których musimy odpowiedzieć na pytania, zresztą bardzo liczne i dociekliwe, o żywienie. Najczęściej padają pytania o sposób karmienia szczeniąt i kociąt. Nowy domownik i często brak doświadczenia opiekuna to sytuacja, w której w naturalny sposób rodzą się pytania. Ale również gdy mierzymy się z problemem zdrowotnym, padają wnikliwe pytania ze strony zatroskanych właścicieli.
I co im pan poleca? Czy gotowe karmy, a może jednak samodzielne przygotowywanie posiłków?
Jedno i drugie. Gotowe karmy dobrej jakości i z dobrym składem to wielka wygoda i ułatwienie, zwłaszcza w naszym zabieganym, codziennym życiu. Zdaję sobie sprawę, że po moim ostatnim zdaniu nasuwa się skojarzenie „fast food”. Poniekąd słusznie, ale w takim wypadku staram się doradzać dobre rozwiązania, zwłaszcza w dietetyce klinicznej.
Samodzielne przygotowywanie posiłków, jeśli mają być dobrze zbilansowane, to prawdziwe wyzwanie. Czasami staram się korzystać z pewnej encyklopedii żywienia klinicznego i gdy podsuwam zainteresowanej osobie gotowe i, zaznaczam, dobre rozwiązanie, to widzę niepewność, a wręcz rezygnację. Wykonanie pokarmu według dobrego przepisu, zgodnego z aktualną wiedzą naukową na temat żywienia zwierząt, to duży wysiłek i koszty wyższe od kosztów nawet najdroższych karm gotowych.
No właśnie. A zatem czym przede wszystkim powinni kierować się właściciele, wybierając karmy dla swoich psów i kotów?
Przede wszystkim składem. Ważne są dobrej jakości składniki, naturalne pochodzenie, dobry bilans pokarmowy, w tym uwzględnienie odpowiednich proporcji mikro- i makroelementów. Oczywiście skład i bilans należy dobrać do indywidualnych zapotrzebowań zwierzęcia. Poza tym osobiście darzę zaufaniem producentów, którzy mają dużą bazę naukową i mogą udokumentować badaniami efekty działania swoich produktów.
A jakich karm według pana lepiej unikać?
Nie ufam karmom tzw. popularnym, rzekłbym: pospolitym. Masowa i tania produkcja musi w efekcie dawać karmę niskiej jakości. Żywienie tego typu produktami po pewnym czasie przynosi dobrze widoczne, niekorzystne skutki.
Na co należy zwrócić uwagę, jeśli choć raz na jakiś czas chcemy sprawić naszemu pupilkowi radość i samodzielnie przygotować mu posiłek?
Jeżeli jest to raz na jakiś czas, a zwierzę nie cierpi na jakąś przewlekłą chorobę, to nie musimy się troszczyć o bilans pokarmowy. Popularna kompozycja w przypadku psów to gotowane mięso, ryż, warzywa bez soli i przypraw. U kotów większa proporcja mięsa, pozostałe składniki w niewielkiej ilości.
Czy są jakieś pokarmy spożywane przez ludzi, które w przypadku zwierząt są absolutnie zabronione?
Zabronione są m.in. czekolada, czosnek, cebula, awokado, pestki winogron. Są one dla zwierząt toksyczne. Nie poleca się wieprzowiny, przetworów mięsnych przyprawianych i solonych.
Niekiedy słyszy się o pomysłach zrobienia z kota, obligatoryjnego mięsożercy, wegetarianina. Czy spotkał się pan w swojej praktyce z takimi przypadkami? Jakie mogą być tego skutki?
Na szczęście się nie spotkałem. Ale skutki mogą być opłakane. Słowo „obligatoryjny” znaczy obligatoryjny! Oczywiście pewne aminokwasy można wyodrębnić z rożnych źródeł poza mięsem, ale istnieje jeszcze kwestia przyswajalności. Pozwólmy kotom pozostać przy mięsie. Nawet jeśli jako wegetarian nas to brzydzi.
A jakie jest pana zdanie na temat stosowania coraz popularniejszej, surowej diety barf u kotów lub psów?
Pytanie z gatunku trudnych. Jest szeroka rzesza wielbicieli tego rozwiązania. Należą do nich „zwykli” właściciele zwierząt, hodowcy, a nawet lekarze weterynarii. Ja nie jestem zwolennikiem barfa. Dietetycy akademiccy, którzy mają do dyspozycji bazę naukową i laboratoryjną, przekazują suche fakty: zwiększone ryzyko skażenia bakteriologicznego, większe narażenie na inwazje pasożytnicze, niedoskonały bilans żywieniowy. Światowe Stowarzyszenie Lekarzy Małych Zwierząt (WSAVA) nie rekomenduje tej diety w żywieniu psów i kotów.
W populacji człowieka można zauważyć niepokojący trend – problem nadwagi i otyłości. A jaka jest skala tego zjawiska u psów i kotów domowych?
Olbrzymia! Mnóstwo psów i kotów ma nadwagę. Coraz więcej zwierząt jest otyłych. Co gorsza, właściciele za normę uważają właśnie nadwagę. Gdy zwracam uwagę, że dany pies czy kot ma nadwagę, spotykam się z niedowierzaniem lub negacją. Z drugiej strony gdy chwalę, że dane zwierzę ma idealną sylwetkę, to opiekun skarży się, że sąsiedzi twierdzą, że jego pies jest za chudy.
Czy u przekarmianych psów i kotów mogą wystąpić podobne skutki zdrowotne jak u ludzi?
Otyłość zwierząt domowych staje się problemem cywilizacyjnym. Staje się powszechna. Za tym idą choroby takie jak cukrzyca, zwyrodnienia stawów, problemy krążeniowe. Koty, które nie mogą się wylizać, zaczynają cierpieć na problemy dermatologiczne. Można dalej wymieniać dużo więcej mniej oczywistych skutków.
W jaki sposób można leczyć dietozależne choroby u kotów i psów, poza oczywiście modyfikacją samego sposobu żywienia?
Choroby dietozależne leczy się jednak głównie poprzez modyfikację diety. Choroby staramy się leczyć przyczynowo. Dla przykładu: jeżeli istnieje alergia pokarmowa, eliminuje się składnik alergizujący. Nadwrażliwość pokarmowa wymaga przede wszystkim zmiany diety.
ROZMAWIAŁ PIOTR RZYMSKI
Komentarze
Panowie o żywieniu kotów i psów, a tu niejaki Jaki zabiera się za dokarmianie .kaczek w Aninie. Zanim je wytruje proszę mu powiedzieć, żeby tego nie robił. Może trzeba tam postawić odlpowiednie tablice jeśli ich jeszcze nie ma.
Do dokarmiania pewnego kaczora z Niwogrodzkiej to ja nic nie mam, żeby było jasne. 🙂
Chodzę z psem do fryzjer(ki). Dla dobra psa, nie mojego. Pytanie: Dlaczego jest pani fryzjerką a nie weterynarzem?
Odpowiedź: Próbowałam ale to było dla mnie nie do zniesienia: Pięćdziesiąt osób kłuje bez zahamowań jednego psa igłami żeby się uczyć robienia zastrzyków. To było potworne. I tyle o tym szlachetnym i dobrze płatnym zawodzie.
A swoją drogą co ja mam robić: Kot od lat żywi się wyłącznie surową kurzą wątróbką. Próby przechodzenia na cokolwiek innego kończą się niestety zwykle wyrzuceniem pokarmu. Pokarm z saszetki już po dobie jest nieświeży. I kosztuje tak od 18 zł za kg. Tymczasem świeża szynka jest już po 12 zł/kg. I leży przez kilka dni. Tę kot czasem próbuje. Ja też.
Pan Rzymski: Rozmową o GMO popsuł Pan sobie u mnie opinię tak, że raczej odczuwam niechęć do komentowania.
Vera to ciekawe, że opiera swoją opinię o weterynarii na opinii kogoś kto z nią nie ma nic wspólnego. Czy więc konsekwentnie z usług weterynarza nie korzystasz? Czy leczysz zwierzę u psiego fryzjera, w końcu on zna się na tym najlepiej. Podobnie jak J. Zięba na leczeniu ludzi (i na gmo rzecz jasna).
Sama gotuję mojej suczce i nie uważam, żeby to drogo wychodziło. Jedzenie jest dobrze zbilansowane, a dodatkowo podaję jej GameVit z Gamedog, takie witaminy uzupełniające domową dietę. Jest zdrowa i nie ma nadwagi.
Nie wiem doprawdy na jakim wydziale edukację przyszłych lekarzy weterynarii prowadzi się w taki sposób, że 50 osób kłuje tego samego psa. Pani fryzjerka podała powód pierwszy lepszy wyssany z palca, choć prawda może być zupełnie inna. To studia bardzo wymagające, (przynajmniej kiedyś tak było) czasochłonne i wymagające dobrej pamięci, odporności i zaangażowania. Nie każdy wytrzymuje.
Żywienie zwierząt domowych to bardzo istotny temat, zwłaszcza gdy widzimy, że jeszcze w wielu domach pies służy jako kosz na odpadki ze stołu czy z lodówki.
Pozdrawiam. lekarz weterynarii, pracownik Inspekcji Weterynaryjnej