Singapur wprowadza mięso in vitro na rynek!
Środa 2 grudnia przeszła do historii nie tylko z powodu dopuszczenia szczepionki Pfizer/BioNTech do użytku w Wielkiej Brytanii. Tego samego dnia Singapur jako pierwszy na świecie dopuścił na rynek mięso wyprodukowane bez zabijania zwierząt.
Niedawno pisałem o pierwszej na świecie restauracji firmy SuperMeat, która w Tel Awiwie serwuje już filety z kurczaka otrzymane przy pomocy technik hodowli komórkowej i inżynierii tkankowej. W Stanach Zjednoczonych finalizowane są obecnie prace Agencji Żywności i Leków (FDA) i Departamentu Rolnictwa dotyczące dopuszczenia mięsa pochodzącego z tzw. rolnictwa komórkowego – przewiduje się, że nastąpi to w 2021 lub 2022 r. Ale prawdziwy krok milowy dokonał się właśnie w Singapurze. Mięso in vitro trafi tam do sprzedaży.
Taniej, coraz taniej
O pozwolenie na sprzedaż drobiu niepochodzącego z uboju wystąpił do Singapurskiej Agencji Żywności start-up Eat Just z San Francisco. Jego największym dotychczasowym osiągnięciem było wprowadzenie jajecznicy JUST Egg oraz majonezu JUST Mayo ze składników roślinnych. Pod koniec 2018 r. Just postanowił zainicjować proces wprowadzania na rynek amerykański mięsa drobiowego wyprodukowanego pozaustrojowo. Było to główną energią wyzwalającą dla podjęcia rozmów nad prawem regulującym tego typu produkty w USA. Decyzje dopiero zapadną, ale już teraz start-up będzie mógł zaproponować konsumentom swoje produkty w Singapurze. W pierwszej kolejności na rynek trafią nuggetsy z kurczaka.
Koszt takiej propozycji będzie początkowo bardzo wysoki – 50 dol. za sztukę. Historia uczy, by nie skreślać nowatorskich rozwiązań z uwagi na ich wyjściową cenę. Dla przypomnienia: wytworzenie technikami hodowli komórkowej in vitro pierwszego na świecie burgera wołowego, złożonego tylko z włókien mięśniowych, kosztowało – bagatela – 250 tys. dol. Miało to miejsce w 2013 r.
Mięso każdego rodzaju bez cierpienia
Od tego czasu zainteresowanie produkcją różnych typów mięsa już tylko rosło. Zwiększała się również liczba start-upów i inwestorów – w tym koncernów farmaceutycznych, fundacji Gatesów czy przemysłu zajmującego się… dystrybucją mięsa. Do najbardziej liczących się firm chcących wprowadzać mięso z hodowli tkankowej należą obecnie: Aleph Farms, Future Meat Technologies i SuperMeat z Izraela, Because Animals, BlueNalu, Bond Pet Foods, Finless Foods, Just, Memphis Meat, Mission Barns, New Age Meats i Wild Type z USA, Biftek z Turcji, Cubiq Foods z Hiszpanii, Mosa Meat oraz Meatable z Holandii, Integriculture z Japonii oraz Shiok Meats z Singapuru.
Ten ostatni jako pierwszy otrzymał mięso krewetek w warunkach laboratoryjnych. Jednak głównym celem Shiok Meats jest wprowadzenie podobnie otrzymanego mięsa krabów i homarów. Tego drugiego można było skosztować w listopadzie 2020 r. Według przewidywań firmy produkty tego typu mają szansę trafić na różne rynki zbytu w przeciągu dwóch lub trzech lat. Pierwszy z pewnością będzie Singapur, ale najpierw firma musi popracować nad zbiciem kosztów produkcji, bo otrzymanie ośmiu chińskich pierożków z krewetkami zamknęło się w kwocie 5 tys. dol.
Wielokrotnie pisałem i mówiłem, że mięso in vitro to nie jest science fiction. Każdy kolejny rok powinien przynosić postępy na drodze upowszechniania się tych produktów w różnych miejscach na świecie. Pierwsze „koty za płoty” czyni w tym względzie mięso drobiowe, bo otrzymanie go na drodze rolnictwa komórkowego nie jest aż tak trudne. Niedawno w ten sposób zainwestowała sieć KFC.
Ale spokojnie – tego typu metoda umożliwia docelowo wyprodukowanie każdego rodzaju mięsa: wołowiny, jagnięciny, wieprzowiny, rybnego i owoców morza. Stwarza szansę otrzymania żywności dla ludzi, psów i kotów, mięsa gatunków dzikich, rzadkich czy dostępnych tylko lokalnie.
Mięso in vitro nie wymaga zabijania zwierząt, a jedynie pobierania odpowiednich komórek od nich, a następnie ich pozaustrojowej hodowli. Daje szanse na ograniczenie chowu przemysłowego i handlu dzikimi gatunkami. A to bardzo ważne, nie tylko z powodów środowiskowych, ale również epidemiologicznych, o czym niedawno pisaliśmy wraz z Dariuszem Halabowskim z Uniwersytetu Śląskiego na łamach „Science of the Total Environment”.
Komentarze
Artykuł opisuje realne możliwości ograniczenia emisji metanu będącej efektem hodowli zwierząt oraz coraz większą szansę na walkę z ociepleniem klimatu i oszczędzenie cierpień zwierząt. Pięknie,tylko proszę autora aby następnym razem przed publikacją spokojnie przeczytał swój tekst i poprawił błędy spowodowane pewnie potrzebą jak najszybszego podzielenia się swoją wiedzą z czytelnikami. Mięsa z komara nikt chyba nie będzie chciał jeść ?
@52kris,
dziękuję za wypatrzenie tego kuriozum: homar->komar. Czytałem, nie dojrzałem. Piękny przykład pomyłek naszego mózgu 😉
52kris.A niby skąd to wiesz?Próbowałeś mięsa z komara?
Jest szansa, aby ucywilizować kanibalizm. 🙂
Witoldzie, bardzo chciałbym wprowadzić steki z wybranych osób, zwłaszcza jednej piosenkarki i ambasadorki dobrej woli (choć moje koleżeństwo uważa, że jestem nienormalny), pojawia się jednak pewien problem. Otóż w ten sposób dostęp do informacji genomowej byłby dosyć prosty, starczyłoby jedynie kupić surowy stek, wyizolować DNA i dać na analizę. A to już łakomy kąsek dla firm ubezpieczeniowych. Natomiast produkowanie mięsa z samego siebie, kolegów lub koleżanek jest jak najbardziej wskazane, jeżeli chcielibyśmy przetrwać na Marsie. Astronauci robiliby sobie biopsje, komórki mogli by hodować na medium z lizatu własnych płytek krwi (który się pod tym względem sprawdza podobnie jak surowice zwierzęce, czasami lepiej).
🙂
🙂
Ja zlitowałbym się jeszcze nad warzywami.
Można by nakręcić nową wersję „Marsjanina” z Mattem Damonem. 🙂
Na Marsie jest problem, nazywa się nadchlorany. Tego w filmie nie wzięli pod uwagę, ale zdradzę, że próbujemy go właśnie rozwiązać 😉